Na początku filmu wydawało się, że zaczyna być budowane jako takie napięcie, kwestia małomiasteczkowa, obszar lasu dodawał tajemniczości i intrygi. Jednak przez cały czas poszukiwania tytułowego Blackwaya film nie porywa, jest bezjajeczny, no ofc są drobne wyjątki które ratują nas przed przysnieciem, np walka w barze czy wjazd do laboratorium. Nawet sama walka finałowa jest jakaś taka pozbawiona emocji. 5/10 za Hopkinsa.
Dokładnie to ujales, jedyna robote w tym filmie robil Hopkins swoim wiadomym kunsztem oraz przygraniczny las z Kanada hehe
Otóż to - scena finałowa była choćby bez najmniejszej iskry adrenaliny, siedziałeś, oglądałeś to ale bez jakichkolwiek emocji, które zupełnie uleciał gdzieś po drodze w tym starym samochodzie.
Drugi film tego reżysera, w którym grał Hopkins o wiele lepszy, chociaż też kino klasy B (Porwanie Heinekena).
Bo Hopkins to zawsze klasa, chociaz patrzac po produkcjach, w ktorych grywa teraz stara gwardia, mowie tu o Alu czy De Niro, to mysle ze najlepiej wyszedł na tym Nicholson. Doznał choroby, a konkretnie zaników pamięci i odpuścił granie. Teraz ma wrócić w Erdmanie, lecz ominelo go wiele malinek :)
Obsada wokol Anthonego Hopkinsa rowniez niezwykle irytujaca, Stiles, no nie mozna na nia patrzec...Na dodatek tragiczny jak to ostatnimi laty Liotta.
Tak, Nicholson wraca, ale po co na sile robic podrobe Erdmanna tak szybko, po co w ogole robic cos co za pierwszym razem wyszlo kapitalnie...Amerykance...