Dla mnie najsłabszym i najmniej przyjemnym do oglądania elementem filmu była Zendaya, której obsadzenie w roli Chani było jedną z rzeczy zniechęcających mnie do obejrzenia pierwszej części w czasie premiery.
Oglądanie tego brzydactwa i tej jej ciągle wykrzywionej paskudnie twarzy w minie obrażonego chłopca to była tortura. Szkoda, że nie obsadzili w tej roli jakiejś urodziwej Arabki, tak jak sobie wyobrażałem.
Nachalnie zwiększyli znaczenie tej dość drugoplanowej jednak postaci, wprowadzili jakąś frakcję pseudo-ateistów, kiedy Chani w powieści w ogóle nie tworzyła takiego wydźwięku. Na pewno nie była żadnym buntownikiem wobec legendy Al'Gaiba.
No i ta scena w czasie bitwy, gdzie ona jest jakimś Rambo i zabija z kilkunastu Sardaukarów w płynnym kombo, to jakiś woke śmiech na sali. Bez przesady.
To, że w powieści urodziła Paulowi syna, nagle stało się jakieś faux pas i nie pasuje do "silnej i niezależnej" aktorki i na siłe tworzonej interpretacji postaci? Gdzie zaczynek do zemsty Paula za zabicie jego dziecka? Ale w powieści jest oczywiście time gap kilkuletni, na który jak widać się tu nie zdecydowali.