Świetny dramat ze szczyptą czarnego humoru i brawurową rolą Kevina Spacey (klasa jak zwykle). Jak na film z Kevinem, jest on jakoś mało znany a ogląda się go naprawdę wyśmienicie, bo poza chwytliwym tematem i doskonałym aktorstwem mamy też tutaj nieźle komponującą się muzykę i bardzo dobre zakończenie.
Treść filmu będzie bliska sercu każdej, pracującej w większej korporacji osobie, która musi codziennie użerać się z szefem-tyranem;) Tutaj mamy historię młodego idealisty, który dostaje się w tryby machiny hollywoodzkiego show biznesu i mając za szefa totalnego despotę, stara się zachować godność i własne wartości. Życie jednak pokaże mu, że nie będzie to takie proste, ponieważ w tego typu pracy realia są brutalne: albo idziesz po trupach i osiągasz sukces, albo całe życie będziesz pionkiem. Wybór należy do Ciebie...
Życiowa tematyka + intrygujące dylematy moralne + "śmiech przez łzy", kiedy oglądamy jak wielkim gnojkiem potrafi być Buddy (szef głównego bohatera) - wszystko to sprawia że film ogląda się stosunkowo lekko, ale i też z pewną dozą refleksji (typu: "a co ja bym zrobił/a na jego miejscu?"), tak więc po skończonym seansie film nie przechodzi bez echa i daje jednak do myślenia.
Jedyny mały zarzut można tutaj mieć do gry aktorskiej głównego bohatera i jego partnerki, którzy zagrali może i całkiem poprawnie (choć bez fajerwerków), ale na tle rewelacyjnej roli Kevina Spacey wypadają zdecydowanie blado. Gdyby nie było tak dużego dysonansu pomiędzy ich grą, to film dostałby u mnie jeszcze wyższą ocenę. Co by jednak nie mówić, "Swimming with Sharks" zarobił u mnie solidne 7,5/10 i mogę go z czystym sumieniem polecić każdemu.