w którym Jan szuka lekarstwa dla swojej chorej matki.
mam te same odczucia, ilekroć wracam do tego filmu...
Kaczor przepięknie to zagrał!.... widać ogromną determinację tytułowego bohatera, "czepianie" się przeze-ń wszystkiego, szukanie przysłowiowej "ostatniej deski ratunku"...
te wycieczki po lasach, wypytywanie sąsiadów, ta jego wiara, taka potwornie silna wiara!...
pamiętam, jak przybył do szpitala z tym nieszczęsnym sokiem... miał pełen jego słój... ściskał go taki szczęśliwy i dumny!... a tu łóżko jego matki puste, salowe sprzątają.... co za odczucie! ... piorunujące wrażenie!.... ryczałam przy tym, jak bóbr... i ta jego twarz,... jak się postarzał...., przybyło mu nagle chyba z tysiąc lat......
ten odcinek porusza do głębi....
pozdrawiam serdecznie!
:)
A mnie najbardziej wzrusza ten, jak szukał Kaliny-człowieka...czyli tej swojej dziewczyny z tego balu integracyjno-zapoznawczego:-)
W odcinku gdy szukał Kaliny,ale kobiety- nie drzewa, na mnie niesamowite wrażenie robi scena, gdy Janek w swym obłędzie stoi którejś zimowej nocy na stacji i próbuje odpalić papierosa. I z tyłu niespodziewanie ognia podaje mu Piotr w GENIALNEJ (capslock nieprzypadkowy) kreacji Kociniaka. Ciary mam nawet w momencie gdy to piszę.
Swoją drogą ten oniryczno-beznadziejny klimat w Janku Serce i ta powolna narracja są REWELACYJNE. Samo ukazanie tej zatopionej nocą zimowej stacji-miodzio...
Też się zgadzam. Mam soundtrack na vinylu, zgrałem sobie na mp3 i w jesienne mroczne mgliste wieczory lubię się przejść po mieście albo najlepiej jakichś odludziach słuchając słuchając tego i np T.Stańko.
Mnie rozbraja końcówka, kiedy Janek, już totalnie wyczerpany poszukiwaniem kaliny, mdleje ze szczęścia przy ozdrowiałej matce i po chwiil jego oczom ukazuje się Kalina, Mgiełka, której tak bardzo poszukiwał. Jadwiga Jankowska-Cieślak miała w sobie, na swojej twarzy taką dobroć i ciepło w tej scenie (zwróciliście uwagę na białe tło?). Może i ta końcówka jest melodramatyczna, może gra na emocjach, ale są to emocje przekazane o wiele bardziej prawdziwie niż w tych wszystkich współczesnych serialikach.
absolutnie niesamowicie wzruszający odcinek.... i w ogóle świetny serial! Rola Kaczora absolutnie świetna! i ten motyw muzyczny.... łza się kręci
Tak samo mam.... Patrzę na swoją mamę i myślę,że gdyby potrzebowała,oddałbym jej nawet własne serce do przeszczepu.....
A teraz wyobraź sobie (oczywiście hipotetycznie), ze najbliższa Twojemu sercu osoba zaczyna chorować. I podejmujesz wszelkie środki (nie, wtedy nie było patologicznej zrzutki na grób matki - patrz Mariusz Czajka) i chwytasz się wszelkich sposobów (bo europejska medycyna jest bezradna, po tym, jak naciągnęła Cię na setki tyś euro) i postępujesz najbardziej racjonalnie jak można - szukasz po nocy owoców drzewa, które mogą pomóć. Ten odcinek zapewne przypomniał wielu osobom walkę o życie ukochanej osoby, co do której współczesna medycyna postanowiła powiedzieć: "Żegnaj". Nie życzę nikomu takich sytuacji ale podejrzewam, że sporo osób by się znalazło, co to łaziło po lesie nocą szukając ratunku dla ukochanej osoby.
Serialu nigdy nie widziałem w całości, ale ten odcinek doskonale pamiętam z dzieciństwa. Teraz mam tyle lat co Janek i tą tajemniczą kalinę znalazłem w wielkich ilościach przy rowie na łąkach i mi się ten motyw przypomniał. To taki ładny krzew z czerwonymi owocami które widać do późnej jesieni. Nigdy w niczym by matce nie pomógł, ale zdesperowani krewni są w stanie wszystko zrobić dla bliskich, nawet dać ostatnie pieniądze oszustom w typie Jackowskiego. To taki symbol miłości chyba.