Wspomnienia z dzieciństwa zawiodły mnie ostatnio w ten zakątek kina. Za dzieciaka oglądałem tylko część serialu, ale pozostawiła niezapomniane wrażenie, które postanowiłem odświeżyć i wyeksploatować. Najpierw przeczytałem książkę Clavella a potem zobaczyłem serial. Wnioski: książka jest REWELACYJNA przez duże R. W ogóle się nie postarzała. Posiada cudowny klimat, wciągający wątek i potrafi przedstawić świat siedemnastowiecznej Japonii od najistotniejszej strony – czyli od strony wnętrza duszy jej mieszkańców. Fascynująca! Natomiast serial: ciężko go ocenić, bo po pierwsze czuje się patynę tych 40-paru lat – niestety postarzał się. To jest inne kino – czuć specyficzną teatralność, pewną sztuczność w grze aktorskiej, niskobudżetowość i zupełnie inną skalę efektów specjalnych i rozmachu w porównaniu do dzisiejszego kina. Właśnie w zakresie rozmachu wizji i efektów oraz realizmu dzisiejsze kino mogło by tu wnieść dużo dobrego. Z drugiej strony Chamberlain jako John Blackthorne był urodzony do tej roli, a Toshiro Mifune jest tak ikonicznym Toranagą, jak wizerunki polskich władców pędzla Matejki. W każdym razie na tamte lata (i długo potem) serial był kultowy i tego nie można mu odebrać. Ale w porównaniu do powieści jako minus jest coś dużo poważniejszego – w książce punkt ciężkości jest przesunięty do wnętrza psychiki Japończyków, ludzi skrytych i zasłoniętych formalizmem. To jest w powieści właśnie najistotniejsze, że pokazuje to drugie, trzecie i dziesiąte dno każdej ich motywacji i każdego działania. Książka pokazuje w ten sposób niesamowicie zniuansowany świat ich rozgrywek, polityki i wzajemnych układów, który rozgrywają się w zasadzie w większości w zakamarkach ich umysłów, a w małym stopniu mają odzwierciedlenie na zewnątrz. I właśnie tego serial, jaki by z resztą nie był, nie jest w stanie przekazać. Poza tym z racji cięcia objętości serial pokazuje niestety tylko pewne „popłuczyny” po książce i mam wrażenie, że w wielu punktach nie do końca tłumaczy o co tak naprawdę chodziło. Reasumując: serial ok jako archeologia kina, a przede wszystkim polecam przeczytać książkę, bo naprawdę warto.
Dzięki za recenzję. Naprawdę świetna. Jestem tuż po obejrzeniu nowej wersji serialu. Bardzo mi się podobała stąd pomysł odświeżenia sobie wersji z 1980. Co prawda trudno tu mówić o odświeżeniu, bo z dzieciństwa pamiętam tylko kadry-obrazy. Twoja recenzja nie tylko przekonała mnie, że warto tej wersji poświęcić swój czas, ale i warto sięgnąć po książkę, co planuję zrobić. Swoją drogą jak Tobie się podobała nowa wersja?